Linki >> 2006, Radom R Grudzien Interview | |||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Logowanie |
Gość Niedzielny. Edycja Radomska, maj 2006 Pracowita droga do sukcesu W ostatnią niedzielę kwietnia, w Warce w kościele pod wezwaniem MB Szkaplerznej Robert Grudzień obchodził dwudziestolecie pracy artystycznej. Były życzenia i kwiaty. Na bis, przy wypełnionym kościele, jubilat zagrał „Bolero” Ravela. Ulubionym programem radiowym pięcioletniego Roberta Grudnia był ten z muzyką poważną. Do szkoły muzycznej nie dostał się za pierwszym razem. Gdy miał siedem lat, a za sobą pierwsze cztery miesiące nauki gry na pianinie w Ognisku Muzycznym w Radomiu, z rodzicami pojechał do Bukowiny Tatrzańskiej. Poszli na Pasterkę i wtedy po raz pierwszy zachwyciły go organy. To było w tym starym kościółku, nowego murowanego jeszcze nie było. Prosił mamę, żeby poszła z nim na chór, bo chce zagrać na organach. Jak było do przewidzenia, organista nawet nie chciał z nimi rozmawiać. Nie wiedział, że ma do czynienia z bardzo młodym, ale konsekwentnym człowiekiem. Siedmioletni Robert postanowił zrobić skandal, rzucił się w drzwiach i zaczął płakać. Organista nie miał wyjścia i pozwolił chłopcu zagrać. Potem przytulił go do siebie i powiedział, że będą z niego ludzie. Szkolne szlify A potem było sześć lat Szkoły Muzycznej w Radomiu i Liceum Muzyczne w Lublinie ukończone z wyróżnieniem. Jego życie bez reszty zaczęła wypełniać muzyka. Stryj Roberta był organistą w kościele ojców bernardynów i pozwalał mu trochę podgrywać. To stryj tak na dobre przekonał go do organów. W 1986 r. rozpoczął studia na Akademii Muzycznej w Łodzi w klasie prof. Mirosława Pietkiewicza oraz w Musikhochschule w Duesseldorfie u Christopha Schoenera. Jako stypendysta fundacji muzycznej w Zurichu odbył kurs mistrzowski między innymi u prof. J. Gouillou. To były ciężkie studia. Chciał zostać artystą wirtuozem. Żeby to osiągnąć, trzeba ćwiczyć po pięć, sześć godzin dziennie. Jak przystało na konsekwentnego człowieka wytrwał, w swoim postanowieniu. Życzliwy proboszcz Nie wiem, co by było, gdybym nie trafił wtedy do tego kościoła i nie spotkał tak wspaniałego człowieka, jakim jest ksiądz kanonik. Może nie byłbym takim człowiekiem, jakim dziś jestem, zastanawia się pan Robert. Przyjaźń, jaka się wtedy między nimi zawiązała trwa do dziś, tym bardziej, że jest przypieczętowana wieloma wspólnymi dziełami. Pierwsze koncerty Początki nie były łatwe. To były trudne czasy. Każdy koncert wymagał zgody i poparcia biskupa. Na szczęście bp Edward Materski doskonale wszystko rozumiał, bo sam jest muzykujący – wspomina dziś Robert Grudzień. Dzięki biskupowi i podpisanej przez niego zgodzie mogliśmy na przykład wydrukować program. W październiku ubiegłego roku – mówi dalej – dostałem nagrodę Biskupa Chrapka i wtedy mogłem podziękować bp. Materskiemu za to, że mi zaufał i dzięki niemu mogłem robić w Radomiu koncerty 20 lat temu. Po dwudziestu latach Robert Grudzień sam o sobie mówi, że nie chodzi mu o ilość koncertów, które zagra, ale chce żeby miały one swoją głębię. Jan Paweł II wprowadził na dobre poezję i koncerty do kościoła, za co wszyscy są mu bardzo wdzięczni. To dla niego powstał koncert, podczas którego Krzysztof Kolberger czyta Tryptyk Rzymski. Z tym koncertem jak i wieloma innymi – powiedział dalej – docieramy do najróżniejszych miejsc, często rezygnując z honorarium. Mamy też koncerty poświęcone ks. Jerzemu Popiełuszce, ks. Twardowskiemu. Czas na odpoczynek Cała moja rodzina pochodzi ze Stromca – mówi pan Grudzień. Tam jest dom i bardzo duża działka. Jeśli tylko mogę jadę tam, spotykam się z przyjaciółmi, odpoczywam. To cudowne miejsce pełne życzliwych ludzi. Niedaleko jest las, a nic tak nie uspokaja i nie nastraja optymistycznie, jak zapach sosen i szum wiatru w gałęziach drzew. Lubię też oglądać filmy, ale tylko w domu, bo nie lubię chodzić do kina. |