Linki >> 2005, Lublin Anna Seniuk Interview
Główna
News
Robert Grudzień
Festiwale
Galeria
Przyjaciele
Pomoc/akcje charytatywne
Linki
Mapa strony
Kontakt
Organy


  Logowanie


IX MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL ORGANOWY 2005
LUBLIN-CZUBY 
http://www.par.sw-rodziny.lublin.pl/fo2005/anna_s.htm
http://www.par.sw-rodziny.lublin.pl/p2/fo.htm

Wywiad z Anną Seniuk
przed koncertem

  
         
    Umieć zachwycić się światem...
29 czerwca 2005 mniej więcej 18.15-18.30

salon księdza proboszcza Ryszarda Juraka
przepytujący: Krzysztof Hudzik - Radio Plus Lublin -
oraz Anna Rzepa Wertmann - Obserwator Dzielnicowy
przed dyktafonami i mikrofonem Pani Anna Seniuk

Krzysztof Hudzik : Nawiązując do słów songu Boba Dylana - " (...)Przez ile dróg musi
przejść każdy z nas, by mógł człowiekiem się stać...?(...)": Pani szlaki życiowe wiodły
od Miss Juwenaliów do "Tryptyku rzymskiego"... Czy byłaby Pani łaskawa
opowiedzieć o najważniejszych skrzyżowaniach na swojej Drodze ?

Anna Seniuk : Miło mi, że sięgnął Pan tak bardzo głęboko w przeszłość- właśnie
przed chwilą z Państwem Ochman wspominaliśmy "krakowskie czasy".
Rzeczywiście było to bardzo miłe wydarzenie, jedna z najpiękniejszych chwil w moim
życiu-koronacja na Rynku w Krakowie. To nie zdarza się codziennie, a nie wszystkim
dany jest też takowy zaszczyt... Wspominam okres krakowski bardzo mile: matura,
studia, potem wiele lat grania w Teatrze Starym - z najlepszymi aktorami i
reżyserami w okresie świetności tej sceny! Tam był najpiękniejszy okres mojego
życia - młodość, pierwsze sukcesy, pierwsze nagrody... Potem "porwała mnie"
Warszawa - powiedziałam, że idę tam na jeden sezon i na "jedną rolę": wracam ,
wracam i nie mogę wrócić! Mam nadzieję, że jednak w końcu uda mi się to na
emeryturze - będę wtedy siadywać na Plantach; mam bardzo duży sentyment do
Krakowa... Zaś w Warszawie miałam szczęście do wielu teatrów i pracy ze świetnymi
reżyserami - Kazimierza Dejmka, Janusza Warmińskiego w Teatrze Ateneum; teraz
od dwóch sezonów jestem w Teatrze Narodowym. Moje życie teatralne jest raczej
"linią ciągłą". Różnie bywa z telewizją i z filmem - jednak teatr to moja "baza
zawodowa", która daje mi zawsze najwięcej satysfakcji... Przy okazji jestem jeszcze
od kilkunastu lat nauczycielem w Akademii Teatralnej - bardzo mnie to wciągnęło i
nader chwalę sobie współpracę z młodzieżą. Jest to praca, która rozwija nie tylko
studentów, ale i nauczyciela - współpraca z młodymi ludźmi jest wspaniała,
właściwie nie wyobrażam sobie dojrzewania aktorskiego bez tego ...

K.H.: Dotychczas "Tryptyk rzymski" był recytowany bądź śpiewany wyłącznie przez
mężczyzn - dzisiaj usłyszymy go w Pani znakomitym aktorskim wykonaniu. Czy
moglibyśmy prosić o refleksje z czasu pracy nad tym tekstem?

A.S.: Myślę, że treści i wartości tam zawarte są uniwersalne. Nie jest powiedziane, że
ten tekst może być tylko czytany przez mężczyznę czy kobietę. Myślę, że kobieta
zinterpretuje go zupełnie inaczej - będą zaakcentowane inne wartości, inaczej się
rozłożą akcenty... Staram się szukać w "Tryptyku..." nie tylko filozofii Karola Wojtyłły
- lecz także pewnej radości, ciepła i nadziei; wydaje mi się, że traktuję go bardziej po
kobiecemu... Zresztą mam już pewne doświadczenia z koncertami w kościołach i
katedrach - od lat "wędruję" wespół z kolegami aktorami z "Pacierzem staropolskim"
- czyli "Bogurodzicą", która miała premierę w Poznaniu kilka lat temu. Jest to cały
cykl koncertów związanych z Pismem Świętym - mnie przypadła akurat część
wiążąca się z pierwszymi spisanymi po polsku tekstami modlitewnymi - niektóre
pochodzą z przełomu XIV i XV wieku... Jest to z pewnością trudne do czytania, lecz
nie niemożliwe. Cieszę się, bowiem udało mi się odczytać "Tryptyk rzymski" po
swojemu. Myślę, że nie jest o­n tak trudny, jak nam się wydaje przy pierwszej
lekturze. Poezję Karola Wojtyłły lepiej się odbiera wracając po kilka razy do danej
myśli - jak o­na jest pociągnięta, jakie są jej meandry... Mając w ręku książkę łatwiej
dojść do treści zawartej w tym utworze. Słuchacz, który nie ma tekstu przed oczyma,
musi mieć słowo podane w sposób jak najbardziej czytelny i pobudzający wyobraźnię

Anna Rzepa Wertmann: Postaram się pociągnąć myśl, którą tak wspaniale Państwo
wysnuliście. Jeśli kobieta odczytuje taki tekst jak "Tryptyk rzymski", to w grę wchodzi
zupełnie inna wrażliwość, inne ciepło, inna energia...! Niedawno nakładem SIW Znak
ukazał się tom rozmów i wspomnień "Czuwanie 1-8 kwietnia 2005"; w pewnym
miejscu ktoś z rozmówców zadaje pytanie: "(...) Gdzie wtedy byliśmy? Co
robiliśmy?(...)" Traf chciał, że ja akurat czytałam przyjacielowi przez telefon fragment
z "Tryptyku..." jako odniesienie do jego refleksji. To wszystko się jakoś wiąże...
A. S.: Tak, to naprawdę wszystko się wiąże ze sobą... Miałam zresztą ogromną
radość poznać, nawet dotknąć Papieża podczas malutkiej skromnej audiencji -
udzielono nam nawet zgody na mini-koncert. W ciągu paru godzin wespół z
kolegami aktorami przygotowaliśmy ad hoc niewielki program... Chciałam
Papieżowi ofiarować coś takiego radosnego, żeby zapomniał o troskach -
przeczytałam więc fragmenty takiej niewielkiej książeczki "Listy dzieci do Pana
Boga". Zostałam obdarowana najpiękniejszym prezentem papieskim - czyli
uśmiechem...

WAR: Postaram się właśnie do tej dziecięcej wrażliwości nawiązać, lecz najpierw
pokuszę się o pewien cytat : "(...) Chcecie bajki? Oto bajka! Była sobie Pchła
Szachrajka...(...)" Po jakim czasie wróciła Pani do tego tekstu? Mówię oczywiście o
tej pierwszej, aktorsko-telewizyjnej inscenizacji...

A.S.: Nieżyjący już niestety profesor Aleksander Bardini powiedziałby, że było to
jakieś dwadzieścia kilo temu...!To dokładnie pamiętam. Teraz wróciłam, ponieważ
miałam okazję coś wyreżyserować: w ten sposób powstał koncert radiowy,
transmitowany na żywo ze studio Polskiego Radia, z udziałem orkiestry
symfonicznej, zespołu wokalnego Affabre Concinui z Poznania oraz mojej studentki
Ewy Konstancji Bułhak. Była to bajka muzyczna "Pchła Szachrajka", powstała nawet
płyta - rozeszła się i nie mogę się doprosić w Polskim Radio o dotłoczenie jej;
niestety samo Radio nie jest zainteresowane, a szkoda...

WAR: To przez cały czas jest główny wątek naszej rozmowy: tworzenia poprzez
energię słowa ludzkiej wrażliwości - w tym wypadku ma to najszlachetniejsze z
założeń: zaszczepiania słowa pośród dzieci i rozwijania ich wyobraźni...

A.S.: Ależ tak...! Zresztą nie tylko to - udało mi się tez wyreżyserować "Balladynę"
Juliusza Słowackiego jako śpiewogrę rozpisaną na aktorów śpiewających i orkiestrę
symfoniczną. Płyta się rozeszła - tak samo stało się z podobną adaptacją "Nieboskiej
komedii" Zygmunta Krasińskiego wydanej jako "Nieboska Symfonia"...

WAR: Zapomniała Pani o jeszcze jednym ważnym projekcie - " Operetce" Witolda
Gombrowicza z muzyką Pani szanownego małżonka Macieja Małeckiego...

A.S.: Ale tego nie reżyserowałam, tylko występowałam! Radio jest moją drugą
miłością - myślę, że odwzajemnioną: zostałam uhonorowana i Złotym Mikrofonem, i
Wielkim Splendorem - doroczna nagroda Polskiego Radio. Muszę z radością
stwierdzić, ze jestem zadowolona i szczęśliwa ze swojego życia artystycznego -
tylko oby tak dalej...!

K.H.: Kiedy czytałem Pani wspomnienie o udziale w ukochanej "Konopielce",
zwróciłem uwagę na pewien szczegół. Napisała Pani, ze spodziewała się Pani
dziecka - a nie, że była Pani w ciąży. Wywnioskowałem sobie, że jest Pani chyba
bardzo rodzinną osobą...?

A.S.: Rodzina z pewnością ma na ten temat inne zdanie - nie zawsze jestem miła i
przyjemna i uśmiechnięta, tak jak teraz w stosunku do Państwa! Matka "wpada w
szały" i próbuje "szybko wychować dzieci" - to jest bardzo trudne, dzieci nie da się w
ten sposób wychować...

K.H.: Czy mógłbym prosić o refleksje na temat rodzinności życia domowego...

A.S.: Kiedyś obowiązywał model aktorki, która nie powinna mieć dzieci. Starsze
aktorki mówiły: " (...) Chcesz być aktorką - nie możesz mieć dzieci!(...)"
Rzeczywiście, bardzo trudno jest mieć rodzinę i być aktorką. Szczególnie wtedy,
kiedy wieczory i weekendy są zajęte; gdy można opowiedzieć bajkę, posiedzieć
spokojnie przed snem przy łóżeczku - to właśnie wtedy mnie nie ma! Ale dzieci na
szczęście bardzo dzielnie to zniosły. Myślę, że dzieci i rodzina to największe
szczęście - nie wyobrażam sobie innego życia.

K.H.: Właśnie to kobiece ciepło spodziewamy się odnaleźć dzisiaj w Pani interpretacji
"Tryptyku rzymskiego"... Chciałbym jednak spytać o jeszcze coś - wielokrotnie
wspominała Pani o swej nieśmiałości, która tuszowała Pani żywiołową interpretacją
granych ról... Czy łatwo jest zatracić granicę pomiędzy rolą i "byciem sobą"?

A.S.: Nie mam tego problemu i w ogóle tego nie rozumiem. Owszem, są osoby o tak
ukształtowanym wnętrzu, iż "odgrywają rzeczywistość". Prawdziwy profesjonalista
oczywiście nie zamyka swego "teatralnego wnętrza" tuż po zamknięciu drzwi
teatralnych. Tak samo jest ze mną - chodzę, myślę o roli, tworze swoją postać, to mi
towarzyszy; zawsze potrafiłam rozdzielić zawód od prywatności - tak jestem
ukształtowana.

K.H.: Kiedyś Andrzej Seweryn powiedział: "(...) Bycie aktorem to znakomita okazja
do obcowania z najwspanialszymi owocami ludzkiego geniuszu. (...)" Czy
podpisałaby się Pani pod tym stwierdzeniem?

A.S.: Może poprzez pryzmat swojego życia ujęłabym to inaczej: najciekawsze jest w
tym zawodzie spotykanie się z Człowiekiem. Ważne jest oczywiście spotkanie się z
Wielką Literaturą - jednak nie zawsze ma się takie szczęście...Najciekawsze jest
jednak spotkanie ze zwykłymi ludźmi; miałam szczęście poznać takowych i wiele
mnie o­ni nauczyli. Byli wspaniałymi, skromnymi ludźmi i artystami - lecz byli też
pracownicy techniczni, mistrzowie w swoim fachu: krawcy, szewcy... Byli
niesłychanie oddani swojemu zawodowi i Teatrowi w ogóle...! Poznałam w swoim
życiu wspaniałych reżyserów - pracowałam z Jarockim, Swinarskim, z Kazimierzem
Dejmkiem, którzy są już historią teatru polskiego... Myślę, że jeżeli Życie stawia na
naszej drodze takich ludzi - to właśnie to jest najciekawsze - Człowiek !

WAR: W takim razie odwdzięczę się fragmentem wypowiedzi, którą miałam
szczęście usłyszeć w trakcie darowanej mi przez Absolut rozmowy z Panem Janem
Świderskim. Tamtego popołudnia padło stwierdzenie: "(...) Proszę panny - aktor to
jest taki człowiek, który bezwzględnie musi zachować w sobie swoje "wewnętrzne
dziecko": bowiem tylko o­no pozwoli mu dopiero stworzyć to, co panna później z
balkonu będzie podziwiać! (...)"

A.S.: Myślę, że to nie dotyczy tylko aktorów - tyczy każdego twórcy, artysty, malarza,
rzeźbiarza... Podejrzewam, że Jan Świderski miał na myśli to wieczne zadziwienie.
Bez zdziwienia światem nie można nic stworzyć. Kiedy się już wszystko wie - to już
jest koniec naszej wyobraźni, naszego życia...! To zdziwienie - o którym mówił
Nowosielski i inni artyści - to jest właśnie to, o czym Pani mówi. Nawet nie będąc
artystą, lecz zachowując jakąś świeżość spojrzenia na świat - musimy się dziwić
ciągle...

WAR: Czyli wypada życzyć Pani jak najwięcej marzeń...?

A.S.: Też.

K.H.: Wielkich pragnień w sferze duchowości... Bardzo Pani dziękujemy i wdzięczni
jesteśmy Panu Bogu za "Tryptyk rzymski", który dane nam będzie usłyszeć dzisiaj
w Pani wykonaniu.

--------------------------------------------------------------------------------
   
Biuro festiwalu: Parafia pw. Św. Rodziny
20-535 Lublin, ul. Jana Pawła II 11
tel. 081/526 51 31, fax 526 51 11
www.par.sw-rodziny.lublin.pl
e-mail: robert@grudzien.pl
tel. kom 0 601 306 483